Czy można głosować na kłamstwo, złodziejstwo, pogardę, nienawiść? Wierzysz w Boga, nie głosujesz na PiS - podkreślał podczas sobotniej konwencji w Radomiu lider PO Donald Tusk. Przekonywał też, że na PiS, ze względu na politykę wobec kobiet, nie może głosować ktoś, kto ma córkę czy wnuczkę. Lider Platformy Obywatelskiej przypomniał, że jest ojcem i dziadkiem. "I zwracam się do ojców i dziadków: jeśli macie tak, jak ja, córkę, wnuczkę, to nie możecie na miłość Boga głosować na PiS" - podkreślił Tusk. "Oni naprawdę zgotowali piekło kobietom i oni zgotują piekło waszym córkom, i waszym wnuczkom" - dodał. Przekonywał, że jest adresatem wielu próśb czy alarmów n temat tego, co się dzieje w polskich domach ponieważ obecna ekipa rządząca nie ma pojęcia o życiu. "Przepraszam, że będę brutalny, ale czy panowie: Kaczyński, Rydzyk, Jędraszewski, co oni wiedzą, na miłość Boga o macierzyństwie, o ojcostwie, rodzinie, seksie, łóżku? - pytał Tusk, na co sala zareagowała entuzjastycznie, gromkimi brawami. Zaapelował do ojców i dziadków, aby "pogadali" ze swoimi córkami i wnuczkami. "Naprawdę, one wam wszystko powiedzą, kawa na ławę" - zachęcał. "I mówię to także jako chrześcijanin. Ludzie, jeśli ktoś wierzy w Boga, czuje się chrześcijaninem, to on może głosować na partię, która ma Mejzę, Kurskiego, o czym my w ogóle rozmawiamy?" - dziwił się szef Platformy. "Słuchajcie, czy można głosować na kłamstwo, złodziejstwo, pogardę, nienawiść?" - dodał. "Wierzysz w Boga, nie głosujesz na PiS, to jest proste jak drut" - zaznaczył. Lider Platformy Obywatelskiej zapowiedział też, że jeśli PO wygra wybory, "wyprowadzi Glapińskiego z NBP". "Adam Glapiński jest nie tylko niekompetentny, nie tylko nieprzyzwoity w tym, co robi. Adam Glapiński jest też nielegalny. Nie będzie ani dnia dłużej prezesem NBP. Nie trzeba będzie ustawy" - przekonywał Lider Platformy. Przypomniał, że na przeszkody prawne związane z ponownym wyborem Glapińskiego na drugą kadencję w Narodowym Banku Polskim wskazywali eksperci Kancelarii Prezydenta. "Wystarczyłaby dużo mniejsza wątpliwość, aby wyprowadzić gościa z NBP. I ja to zrobię, ja to wam gwarantuję" - zapewnił Tusk. Zgodnie z ustawą o Narodowym Banku Polskim, nie można zasiadać w zarządzie NBP więcej niż dwie kadencje. Przed wyborem Adama Glapińskiego na drugą kadencję szefa NBP podnoszono, że wypełnił już on swoje dwie kadencje we władzach Banku, ponieważ w 2016 roku przez kilka miesięcy zasiadał już w NBP. Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.
Thierry Bizot, autor „Anonimowego Katolika” przez wiele lat był daleko od Boga i Kościoła. Swoje nawrócenie przeżył dzięki uczestnictwie w szczególnej katechezie. O tych spotkaniach i o swoim powrocie do Boga pisze w powieści autobiograficznej „Anonimowy Katolik”. Naukowcy z Uniwersytetu w Helsinkach postanowili sprawdzić różnice w postrzeganiu świata śród ateistów i osób głęboko religijnych. Okazało się, że ci drudzy mają większe skłonności, by wierzyć, że przedmioty nieożywione czują i myślą. Osoby wierzące w Boga gorzej rozumieją zjawiska z zakresu fizyki czy biologii, ale skłonni są uwierzyć w te, uznawane za paranormalne. Często używają odczuć subiektywnych, by zrozumieć i opisać otaczający nas świat. Naukowcy przepytali 258 Finów z zakresu wiary w Boga oraz zjawisk paranormalnych, takie jak np. telepatia. Zapytano ich również o podejście do naukowych badań i analiz. Osoby wierzące znacznie częściej poddawały w wątpliwość rzetelne źródła. Bardziej skłonni byli uwierzyć w boskie działanie. Co ciekawe, naukowcy porównali osoby głęboko wierzące do pacjentów z autyzmem. Ich sposób postrzegania świata może na niektórych płaszczyznach być podobny. "Już od urodzenia widać wyraźnie, że im bardziej inteligentne dziecko, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie się ono odwracało od religii. W późniejszym wieku, ludzie z inteligencją powyżej przeciętnej, również są mniej skłonni, by wierzyć. Inteligentniejsi ludzie mogą liczyć na lepsze zatrudnienie i wyższe wynagrodzenie, co z reguły prowadzi do wyższej samooceny” - twierdzą naukowcy. Zobacz także: Zobacz także W tym wieku zdradzamy najczęściej Małżeński seks jest kiepski? Oto dlaczego Napisz to tak jak czujesz w sercu i ile wierzysz w Boga bo ma to byc Twój pogląd. Użytkownik Brainly Użytkownik Brainly 06.12.2015 Tajemnica naszej wiary jest bardzo osobliwa. Dla wielu wiara jest tylko produktem kultury, niemym głosem człowieka poszukującego odpowiedzi na pytania, które mogą nawet nie mieć sensu. Dla innych zaś stanowi ona dar, łaskę daną od Boga, by móc przekraczać granice samego siebie. Gdybyśmy mieli szczerze odpowiedzieć na pytanie o przyczyny, dla których wierzymy w Boga w rozumieniu katolickim, to co byśmy odpowiedzieli? Gabriel Marcel, francuski filozof z nurtu tzw. filozofii dialogu, zauważał, że egzystencja człowieka przepełniona jest dwoma typami doświadczeń poznawczych – wiedzą możliwą do zdobycia oraz swoistą dla człowieka tajemnicą (Sweetman B., Marcel Gabriel [w:] Powszechna encyklopedia filozofii, t. 6, 2005, s. 808-811). Marcel wskazywał, że tajemnica jest tym, co nieustannie napędza wysiłki poznawcze człowieka, nigdy ich tak naprawdę nie wyczerpując. Dobrze to widać na przykładzie miłości. Zastanawiając się nad tym, czym ona jest dla ludzi, można ją dekonstruować, rozbierać na czynniki pierwsze, wskazywać na aspekty biochemiczne i neuropsychologiczne. Jednak ostatecznie każdy, kto zreflektował się na osobiste doświadczenie miłości, nie sprowadzi jej wyłącznie do wyżej wymienionych czynników materialnych. Jakkolwiek irracjonalne, przeżycie miłości będzie owiane dla człowieka tajemnicą. Wprawdzie będzie on umiał odpowiedzieć na pytanie o potoczne motywy jego kochania. Wskaże wówczas na piękno fizyczne drugiej osoby, jej cnoty moralne, szlachetność. Nie wyczerpie to jednak – jak już ustaliliśmy – owej tajemnicy. Zawsze, w najgłębszych odmętach ludzkiego serca, pozostanie jakaś na pół świadoma treść związana z przeżyciem miłości, której nie będzie się dało sprowadzić do prozy życia i upodobania estetycznego. Czy wiara jest tajemnicą? W związku z powyższym należałoby ustalić, czy wiara również mieści się w kategorii marcelowskiej tajemnicy. Według samego filozofa naturalnie przeżycie wiary religijnej jest formą tajemnicy. Zawierając w sobie nieprzeniknione pokłady ciekawości poznawczej w połączeniu ze szczególnym rodzajem nadziei względem życia teraźniejszego i pośmiertnego, stanowi ona kolebkę głębi ludzkiego życia wewnętrznego. Postawmy się jednak w roli adwokata diabła i na chwilę poddajmy się zwątpieniu. Ludzie wierzą przecież w różne rzeczy. Pokładają nadzieję tak w innych ludziach, jak i dobrach materialnych. Bywa, że niekiedy, poszukując odpowiedzi na nurtujące ich pytania egzystencjalne i metafizyczne, bardziej konstruują sobie wyjaśnienie religijne, niż są odbiorcami niezwykłych przeżyć mistycznych, które następnie kodyfikują w postaci systemu religijnego. Koniec końców, nic nie stoi na przeszkodzie, by wiara religijna była jedynie wytworem ewolucyjnie motywowanych struktur kultury niezbędnych do organizacji życia społecznego. Problem jest głębszy, niż się wydaje Nie byłbym skory do tego, by pochopnie odrzucać powyższe naturalistyczne wyjaśnienie. Przekazy tego typu mają to do siebie, że są jakąś formą namysłu nad światem i jego organizacją. Mają one więc swoistą wartość poznawczą. Wątpliwa jednak jest w mojej ocenie absolutyzacja takich wyjaśnień i w konsekwencji też przedstawianie ich jako jedynych i słusznych odpowiedzi na ważkie egzystencjalnie pytania. Wpierw dlatego, że takie teorie nie są zaspokajające poznawczo. Argument ten wprawdzie można by było odrzucić, jednak pozwolę sobie rzucić wyzwanie tego typu racjonalizmowi i zauważyć, że różne dziedziny wiedzy – takie jak filozofia, nauki przyrodnicze, nauki szczegółowe, humanistyczne – istnieją, by zaspokajać potrzeby intelektualne człowieka. Z pozycji naukowo-przyrodniczej, mówiąc potocznie, wszechświata nie obchodzą rozterki egzystencjalne ludzi. Ale kto powiedział, że naukowo-przyrodnicza interpretacja świata jest w ogóle aplikowalna do głębi ludzkich przeżyć. Bardziej adekwatne są tu filozofia, literatura piękna, poezja, sztuka oraz religia, które korzystając z bogactw swych dorobków, konstruują charakterystyczne dla siebie treści. I tak w konsekwencji filozofia prowadzi namysł nad egzystencją i osobą ludzką. Literatura piękna i poezja poprzez liczne zabiegi literackie przedstawiają bogactwo i różnorodność ludzkiego życia wewnętrznego. Sztuka oddaje owe przeżycia poprzez wykorzystanie bodźców wzrokowych i słuchowych. Religia zaś, korzystając ze wszystkich powyższych, stara się odnaleźć odpowiedź na pytania o to, jaki jest ostateczny cel istnienia człowieka oraz czy istnieje sposób na kontakt ze Stwórcą, z Absolutem. Jeżeli kiedykolwiek dzięki badaniom naukowym doszlibyśmy do wiedzy o wszelkich mechanizmach rządzących światem – włącznie z tą nieokiełznaną głębią ludzkiej egzystencji – to z radością stwierdziłbym: „Chwała Bogu za to, że wiemy, jak jest naprawdę”. Ale póki nie wiemy, jestem przekonany, że z konieczności jesteśmy skazani na literaturę, sztukę i religię. I z całą świadomością to stwierdzam – nie musi to być konieczność nieprzyjemna, błędna i szkodliwa. Zamiast tego może to być stopniowy proces znajdowania nietuzinkowych odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Czy katolicyzm jest prawdziwy? Czy istnieją takie argumenty, które przedstawiają katolicyzm jako obiektywnie najlepszą religię? Jestem przekonany, że jest to pytanie nieco źle postawione. Wiara katolicka jest w sensie dogmatycznym prawdą. Wierzymy w to, że Bóg inkarnował się jako człowiek, umarł za nas, zmartwychwstał i w konsekwencji pokonał śmierć, grzech pochodzący od złego ducha, i otworzył nam przejście do swej niebiańskiej rzeczywistości. Wierzymy też, że Kościół, który jest depozytariuszem tej prawdy objawionej, nie myli się, będąc natchniony (zainspirowany) przez Ducha Świętego. Ale czy w związku z powyższym można powiedzieć, że jest to obiektywnie najlepsza religia? Z pewnością jest to religia bardzo popularna, która zaskarbiła sobie zaufanie ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie. Wpłynęła ona też drastycznie na kształtowanie się kultury europejskiej. Niewątpliwie stoi też za rozpowszechnieniem się humanistycznego pojmowania człowieka jako istoty indywidualnej, posiadającej godność i wolną, nienaruszalną wolę. Z całym moim pragnieniem wyniesienia świętej wiary katolickiej na piedestały, nie uważam, że powyższe argumenty są przesłankami, dzięki którym można uznać katolicyzm za obiektywnie prawdziwy na takim samym poziomie, jak obiektywnie prawdziwym jest fakt, że nasza planeta krąży wokół Słońca. Akt wiary religijnej nie jest tylko i wyłącznie kwestią woli – choć, nie ukrywajmy, jest ona ważna w procesie nawrócenia, tj. podjęcia decyzji o szukaniu prawdy w danej religii. Co stanowi o prawdziwości katolicyzmu? Podstawowym danym w teologii faktem stanowiącym o prawdziwości katolicyzmu jest przywołany przez ks. prof. Piotra Moskala argument z autorytetu Chrystusa, apostołów i świętych Kościoła. Profesor przyjmuje, że podstawowym atutem, świadczącym o wiarygodności religii katolickiej, są: Życie, działalność i męczeńska śmierć Chrystusa i Jego uczniów (Moskal P., Traktat o religii, 2014, s. 149-152);Znakowy charakter Kościoła oparty o żywoty świętych, ich świadectwa, niezwykłe, heroiczne życie oraz tytaniczne oddanie sprawie (tamże, s. 156-160);Zjawiska cudowne jak uzdrowienia, tajemnicze nawrócenia, wskrzeszenie zmarłych i inne (tamże, s. 140-148);Znaki inne, np. relikwie jak całun turyński czy chusta z Oviedo (tamże, s. 168-174). Poza rozlicznymi argumentami apologetycznymi powyższe dane są według Moskala podstawowymi przesłankami do przyjęcia prawdziwości wiary katolickiej. Nie sposób nie zauważyć jednak, że wątpliwości budzi rzecz inna – skoro argumenty w tej sprawie są tak łatwo dostępne, to dlaczego jest tyle osób wątpiących lub nawet takich, które przysłowiowo mówiąc: „Nie kupują tego całego katolicyzmu”. Brak jest im owej iskry zapalającej ich serce każdego dnia. Owa iskra – jak sami wierzymy – jest łaską od Boga. O wierze mistycznej Wiara ma charakter tajemnicy nie tylko dlatego, że jest osobliwym przeżyciem wewnętrznym będącym nieustanną tułaczką ludzkiego intelektu w obliczu niewiadomej. Wiara jest tajemnicą, ponieważ ma charakter mistyczny. Jej mechanizmy rozgrywają się w tych najgłębszych szczelinach ludzkiego jestestwa, które nie są poznawalne ani przez żadne nauki, ani też w pełni przez samego człowieka jako podmiot przeżywający owe mistyczne poruszenia. Dlatego, choć droga do Boga dla każdego zaczyna się inaczej, to ostatecznie każdy kończy w niezrozumiałym, tajemniczym polu irracjonalności. „To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1 Kor 1, 25). Celowo użyłem określenia „pole irracjonalności”. Dla nas bowiem przeżycie wiary jest poza zasięgiem władz ludzkiego intelektu. To nie znaczy, że teologia powinna być fideistyczna. Nic bardziej mylnego. Ale prowadząc racjonalny namysł nad doświadczanymi poruszeniami wewnętrznymi człowieka, nie należy uciekać od wyjaśnienia irracjonalnego ujętego w ramy racjonalności. Gdy wyrażam przekonania dotyczące wiary, nie robię tego w sposób pozbawiony spójności i logiczności. Raczej skłaniam się do twierdzenia, że są takie doświadczenia w życiu człowieka, których nie da się dobrze wyrazić słowami. Potrzebują więc one kategorii częściowo irracjonalnych. Gdy każdy z nas z osobna będzie przeżywał swoją relację z Bogiem w głęboki sposób, odarty z masek, przyzwyczajeń i rutyny, ukaże się nam Bóg jako osoba. Nie usłyszysz słów – Bóg nie werbalizuje. Ale, trochę jak we śnie, zaczniesz doświadczać pojawiających się w tobie uczuć, poruszeń i myśli, które napełnią cię niezwykłym poczuciem bliskości ze Stwórcą. Wierzę, że w taki sposób wyraża się bogactwo życia wewnętrznego, o którym pisał o. Reginald Garrigou-Lagrange w Trzech okresach życia wewnętrznego. “Czy wierzysz w Boga?” to antologia (wybór) tekstów niemieckiego jezuity, jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych teologów katolickich, Karla Rahnera (1904-1984), którą zredagował jego przyjaciel Otto Karrer, wyciągając teksty ze Schriften zur Theologie (tomy III-VII). Jest to mała książeczka, schludnie i dobrze wydana, aW Rosji przeprowadzono badania socjologiczne dotyczące deklarowanej wiary w Boga. Badania przeprowadził ośrodek badania opinii publicznej „Obszcziestwiennoje mnienije” (Opinia społeczna) we współpracy ze służbą społeczną „Srieda” (środowisko). Na pytanie „Czy wierzysz w Boga?” znakomita większość Rosjan (82 proc.) odpowiedziała twierdząco. Badanie przeprowadzono na próbce 1500 respondentów w 44 regionach Federacji Rosyjskiej. Tylko 5 proc. badanych nie dało zdecydowanej odpowiedzi, a 13 proc. określiło siebie jako ateistów. Wśród ateistów większość stanowili mężczyźni (68 proc.). Są to głównie robotnicy i ludzie najbiedniejsi. Biedni uzasadniali swój światopogląd niskim standardem życia: „Pieniędzy brakuje nawet na wyżywienie” – często pisali w odpowiedziach na ankietę. 27 proc. respondentów wyznających wiarę w Boga nie należy do żadnej ze wspólnot religijnych. Stanowisko takie najczęściej spotykane jest wśród osób młodych (34 proc.) i mieszkających w Uralskim Okręgu Federalnym. Przynależność do islamu, buddyzmu, judaizmu deklarowało bardzo mało badanych – od 2 do 4 proc. Rodziny muzułmańskie mają więcej niż troje dzieci. Za prawosławnych, w ogromnej większości związanych z patriarchatem moskiewskim, uważa siebie 50 proc. ankietowanych. Wśród prawosławnych więcej jest kobiet niż mężczyzn (62 proc.). Rodzice prawosławni zwykle mają nie więcej niż dwoje dzieci. 40 proc. prawosławnych mieszka w miastach do 250 tys. mieszkańców. Najwięcej osób deklarujących wiarę prawosławną, ale nienależących do patriarchatu, zamieszkuje Północno-Zachodni Okręg Federalny. Ostatnie badania pokazały, że osób deklarujących wiarę w Boga w Rosji jest więcej niż w wielu krajach europejskich. Na przykład w Szwecji ateizm deklaruje 37 proc., w Belgii – 36 proc., w Wielkiej Brytanii – 34 proc. a w Niemczech-31 proc. Według danych uzyskanych przez międzynarodową organizację badawczą „Ipsos” wynika, że wiarę w Boga deklaruje 50 proc. mieszkańców naszej planety, co Rosję plasuje wśród krajów o znacznej deklarowanej religijności społeczeństwa. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
W większości przypadków nie można być osobą religijną nie mając przekonań na temat Boga. Jeśli jesteś na przykład chrześcijaninem to z pewnością wierzysz, że istnieje Bóg, że jest on nieskończenie dobry i sprawiedliwy, bądź też, że kiedyś odbędzie się Sąd Ostateczny, na którym dokona on obrachunku twojego życia. Pojęcie wiary w odniesieniu do takich kwestii, jak istnienie Boga lub przysługujących mu własności dobra czy sprawiedliwości nie jest łatwe do zrozumienia nawet dla ludzi głęboko wierzących. A może szczególnie dla nich. Któż to wie. Weźmy twierdzenie „Osoba A wierzy w Boga”. Jeśli wypowiemy je niezależnie od kontekstu, który mógłby sprecyzować jego znaczenie, nie będzie łatwo odgadnąć, jakie niesie ono informacje. Pierwsza trudność polega na tym, że może być ono zgodne zarówno ze zdaniem „A wierzy, że istnieje Bóg”, jak i ze zdaniem „A ufa, że Bóg go nie zawiedzie”. Rozwiązanie tego problemu nie przysparza jednak zbyt wielkich kłopotów. Wiemy bowiem, że w sytuacji, w której nie wysuwamy wobec Boga roszczeń, jest ono zazwyczaj zgodne ze zdaniem pierwszym. W takim też znaczeniu używamy go najczęściej. Można ponadto zapytać o to osobę, która wierzy w Boga. Druga trudność jest o wiele bardziej skomplikowana, albowiem nie można jej rozwiązać ani w pierwszy, ani też w drugi sposób. Otóż twierdzenie to nie musi wykluczać zdania, które głosi, że A nie jest świadomy tego, że wierzy w Boga, jak i zdania, które głosi, że nie jest on również o tym przekonany. W rezultacie możliwa jest sytuacja, w której można wierzyć w istnienie Boga, lecz sobie tego nie uświadamiać, jak i sytuacja, w której można wierzyć w istnienie Boga będąc przekonanym, że Boga nie ma. O tym, co w tym kontekście znaczy twierdzenie, że ktoś wierzy w Boga nie dowiemy się badając, w jakim znaczeniu używa się statystycznie czasownika „wierzyć” ani pytając osobę, która je wypowiada. Przyjmuje się, że jest tak dlatego ponieważ wiara, że w coś wierzymy nie jest tym samym co wiara w to coś. Zgodnie z tym rozróżnieniem moje przekonanie, że wyznaję jakiś pogląd jest zupełnie czym innym, niż wyznawanie tego poglądu. Daje to wiele możliwości. Możemy być na przykład przekonani, że kobiety są gorszymi kierowcami niż mężczyźni, jednak nie zawsze uświadamiamy sobie, że jest to pogląd, który faktycznie wyznajemy. Nie zawsze bowiem wiemy, że żywimy pewne przekonania. Powodów takiego stanu jest wiele. Jednym z nich jest na przykład obawa przed przykrymi konsekwencjami ich upublicznienia. Z tej przyczyny niektórzy mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że wyznają rasistowskie poglądy. Choć słyszymy, że często je głoszą, to jednak kiedy postawimy im zarzut, że w nie wierzą – co jest jednoznaczne z powiedzeniem, że są rasistami – wydają się być tym szczerze zdumieni i zaskoczeni. Inni idą jeszcze dalej i w ogóle zaprzeczają, jakoby wyznawali poglądy, które głoszą. Ktoś może dawać wiarę temu, że spotka go nieszczęście gdy czarny kot przebiegnie przez drogę którą idzie, i jednocześnie zaprzeczać, że wierzy w tego typu przesąd. W podobny sposób może też wierzyć w horoskopy, lecz usilnie negować twierdzenie, które mówi, że utrzymuje takie przekonanie. Wypowiedź „Osoba A wierzy w coś” obejmuje zatem wiele możliwych sytuacji i jest prawdziwa nawet wtedy, gdy A nie zdaje sobie sprawy ze swej wiary i w tym sensie nie wierzy w to, że w coś wierzy, lub gdy wiarę tą neguje i w rezultacie tkwi w błędzie co do tego, że nie wierzy w owo coś. Niektórzy uważają, że dla prawidłowej analizy przekonań religijnych ważniejsza wydaje się zależność odwrotna. Polega ona na tym, że można głęboko wierzyć, iż wyznaje się jakiś pogląd, lecz poglądu tego de facto nie wyznawać i być wolnym od poczucia wewnętrznego rozdarcia. Załóżmy na przykład, że jakiś zatwardziały ateista uważa, że byłby bardziej przekonywujący w obnażaniu słabości światopoglądu religijnego, gdyby lepiej rozumiał ludzi, którzy wierzą w Boga. Zakłada, iż cel ten osiągnie jeśli nabierze rzeczywistego przekonania, że wierzy w Boga tak jak oni. Ktoś mógłby zapewne uznać, że to za mało i że jeśli chce on tych ludzi naprawdę zrozumieć, to powinien tak jak oni wierzyć w Boga. Nie wiadomo, czy nie jest to słuszna rada, jednak dla prowadzonych rozważań nie ma to większego znaczenia. Dla niego jest bowiem jasne, że gdyby tak postąpił, to stałby się jednym z nich. A tego z pewnością nie chce. Z tego powodu jego celem jest osiągnięcie takiego stanu, w którym będzie przekonany, że jest człowiekiem wierzącym; nie interesuje go zrozumienie tego, jak to jest, gdy wierzy się w Boga. Jeśli jednak zrealizuje swój cel, tj. jeśli uwierzy w to, że jest przekonany o istnieniu Boga, przedmiotem jego wiary nie będzie istnienie Boga, lecz przekonanie o jego istnieniu. Wynika z tego, iż ci, którzy żywią prawdziwe przekonanie, że wierzą w istnienie Boga niekoniecznie muszą wierzyć w jego istnienie. Wiara w to, że wyznaje się jakieś poglądy nie musi pociągać za sobą wyznawania tych poglądów. Nie zawsze poprawne jest zatem wnioskowanie z pierwszego faktu o drugim. W tej sytuacji nasz eksperymentujący ateista bez narażania się na sprzeczność może być przekonany, że Boga nie ma, nawet jeśli będzie głęboko wierzył, że w tej sprawie wyznaje pogląd przeciwny a mianowicie, że Bóg istnieje. Zakładana tu różnica między wiarą pierwszego rzędu, która odnosi się bezpośrednio do istnienia jakiegoś bytu, a wiarą drugiego rzędu, która odnosi się do wiary pierwszego rzędu, jest jedynie możliwością i nie zawsze musi zachodzić. Nie ma bowiem takiej konieczności, aby ten, kto wierzy w to, że wyznaje jakiś pogląd, nie mógł jednocześnie wyznawać tego poglądu. Czy może więc zdarzyć się tak, że osoba przekonana o tym, że żywi poglądy o istnieniu Boga, wierzy również, że Bóg istnieje? Jeśli jest taka możliwość wówczas osoba ta nie tylko może wierzyć w to, że pogląd taki wyznaje, lecz również w to, co pogląd ten głosi. Nadając takie znaczenie zdaniu mówiącemu, że ktoś jest przekonany o tym, że wierzy w istnienie Boga, sprawiamy tym samym, iż zdanie to zakłada, że wierzy on również, że Bóg istnieje. Wielu z tych, którzy wierzą w Boga mogłoby się zgodzić z tym, co zostało dotychczas powiedziane. Co więcej, sądzę nawet, że niektórzy z nich doszliby do wniosku, że dotychczasowe uwagi są niezwykle użyteczne, gdyż zawarta tam wiedza mogłaby uchronić wielu ludzi przed utożsamianiem religijności jedynie z wiarą we własne przekonania. Nie wszyscy jednak podzielają takie zdanie. Niektórzy uważają bowiem, ze wiara jest tak ważnym elementem zarówno naszego życia jednostkowego, jak i społecznego, że nie należałoby jej niszczyć nie tylko wtedy, gdyby jej kanoniczne twierdzenia pierwszego rzędu okazały się fałszywe lub niemożliwe do udowodnienia, lecz również i wtedy gdyby nie było nikogo, kto by je szczerze wyznawał. Źródłem takiego stanowiska jest najczęściej przekonanie, że bez religii nie wiedzielibyśmy co jest dobre, a co złe, i w rezultacie popadlibyśmy w taką anarchię i zdziczenie, że życie społeczne byłoby niemożliwe. Myśl, że istnieją religie, które powinniśmy wspierać w każdej tego typu sytuacji jest w konflikcie z moralnym ideałem prawdomówności, lecz ta irracjonalna obawa powoduje, że na ogół nie przeszkadza to ludziom wierzącym oraz instytucjom je wspierającym upatrywać ich sensu i znaczenia w tego rodzaju twierdzeniach. I to nawet wtedy, gdy godność i poszukiwanie prawdy są jednymi z najważniejszych imperatywów ich wiary. Ewangelicznym uzasadnieniem dla tego typu nieuczciwości mogą być słowa Pawła z listu do Koryntian, w których formułuje dwa rodzaje obowiązków, jakie ma wobec Boga: jeden by nauczać o Bogu, tj. publicznie wygłaszać przekonania religijne pierwszego rzędu, a drugi by wierzyć w to, co naucza. Na tej podstawie niektórzy z nas dojdą do wniosku, że możemy mieć dwa rodzaje przekonań religijnych. Idealną zaś sytuacją jest ta, w której mamy przekonania jednego i drugiego rodzaju. Jest tak na przykład wówczas, gdy zarówno wierzymy, że istnieje Bóg oraz gdy jesteśmy przekonani, że w to wierzymy. Wyznawanie wiary drugiego rzędu nie ma nic wspólnego z wiarą w Boga. To, czy on faktycznie istnieje czy nie istnieje, czy jest dobry czy niegodziwy, czy jest wszechmocny czy tylko mocny, czy ma naturę fizyczną czy supranaturalistyczną, to wszystko nie ma większego znaczenia dla tak pojętych przekonań religijnych, gdyż Bóg nie jest bezpośrednio ich przedmiotem. Wynika z tego, że tego rodzaju wiara może pozostać nienaruszona bez względu na zmianę statusu logicznego niektórych twierdzeń na temat Boga, jaką dokonuje się w oparciu na przykład o nowe dowody pochodzące z wiedzy demonstratywnej lub nieznane dotychczas fakty empiryczne. Nie jest to błaha cecha. Pozwala na podtrzymywanie naszych zachowań religijnych niezależnie od zmieniającej się wiedzy na temat samego Boga oraz najważniejszych kwestii eschatologicznych. Religijność tego typu może mieć wielkie znaczenie dla instytucji kościelnych i ich zwolenników jednak ma wadę, która ośmiesza, a być może nawet upokarza, człowieka w ten sposób religijnego. Oznacza bowiem, że jego wiara sprowadza się wyłącznie do osobistych przekonań, jakie ma na temat poglądów bezpośrednio dotyczących Boga. Wierząc tylko w to, że ma takie lub inne przekonania na ten temat, nie wierzy tak naprawdę w Boga, lecz w samego siebie; zdobywa jedynie pewność, że istnieje jego wiara w Boga. Człowiek, który wyznaje tego typu wiarę jest religijnym mitomanem. Inną możliwością wydaje się posiadanie wyłącznie przekonań pierwszego rzędu. Niekiedy uważa się, że jest to konieczny warunek teistycznego zaangażowania w wiarę zakładającą istnienie Boga, jakichś innych pomniejszych postaci oraz jedynego w swoim rodzaju uniwersum, na tle którego przedstawia się ich status, opowiada o ich losach i wyznacza zadania, które mają zrealizować. Problem z tego typu religijnością polega na tym, że składające się na nią przekonania same nie odgrywają żadnej roli w tym, co robi lub będzie robić osoba, która je wyznaje. Jeśli zakłada się, iż wiara w to, że wyznajemy jakiś pogląd nie jest tym samym, co wyznawanie tego poglądu, to powiedzenie, że osoba A wierzy w istnienie Boga lub w życie po śmierci może być prawdą nawet wtedy, gdy A wierzy jednocześnie, że wyznaje pogląd zgodnie z którym Boga nie ma a śmierć jest ostatecznym końcem naszego życia. W sytuacji, gdy przekonanie pierwszego stopnia jest nieuświadomione lub sprzeczne w ten sposób z przekonaniem drugiego stopnia, zwykle nie stanowi wystarczającego motywu do działania. Aby tak się stało, musi wyrażać wolę osoby wierzącej. Dzieje się tak wówczas, gdy uświadamia sobie ona, że wyznaje jakieś przekonanie, i gdy akceptując je identyfikuje się z nim i uznaje je za własne. Wynika z tego, że człowiek, który wyznawałby tego typu przekonania byłby religijnym akratą, natomiast religia utraciłaby raz na zawsze ważną cechę, jaką jest możliwość praktycznego oddziaływania na postępowanie ludzi. Mogłoby się wydawać, że najlepsza sytuacja byłaby wówczas, gdybyśmy wierzyli w religijne poglądy, które wyznajemy. Niestety, znane są przynajmniej dwa poważne argumenty, z których jeden zaprzecza temu, że tak jest, a drugi temu, że jest to w ogóle możliwe. Istnieje podejrzenie, że mało kto tak naprawdę wierzy w religijne poglądy, które wyznaje. Teoretyczną podstawą dla takiego przypuszczenia jest teza, że skoro wiara w to, że wyznajemy jakiś pogląd nie jest tym samym co wyznawanie tego poglądu, to wynika z tego, że nie ma logicznej konieczności, aby osoba żywiąca jakieś poglądy musiała je w pełni aprobować. Brak takiej konieczności nie może stanowić jednak wystarczającego dowodu za tym, że ich nie aprobuje; w pełni uzasadnia tylko tezę, że jest to prawdopodobne. Skąd zatem wiemy, że taka sytuacja może mieć faktycznie miejsce i skąd wiemy kiedy się zdarza? Wielu z nas przypuszcza, że najlepszym testem sprawdzającym, jakie przekonania faktycznie utrzymujemy nie są nasze przeświadczenia w tym względzie, ani wypowiedziane na ten temat słowa, lecz wykonywane przez nas działania. Jeśli wierzyłbyś, że Bóg zna wszystkie twoje myśli, to zapewne podjąłbyś jakieś starania aby nie myśleć w taki sposób, którym mógłby dać o tobie złe świadectwo i narazić się na karę lub śmieszność. Jeśli natomiast wierzyłbyś, że Bóg cię widzi i zna każdy twój uczynek, to kontrolowałbyś swoje zachowanie przynajmniej na tyle, żeby nie powodować niepotrzebnego zła czy bez szczególnej przyczyny nie łamać woli Boga zawartej w Dziesięciu Przykazaniach. Wszystko to robiłbyś z pewnością również wówczas, gdybyś wierzył, że za swoje niecne myśli i postępki odpowiesz na Sądzie Ostatecznym. Jeżeli byś ponadto wierzył, że Bóg jest nieskończenie dobry i sprawiedliwy, to znajdując się na miejscu Abrahama bez problemów podjąłbyś próbę odebrania życia swojemu dziecku. A gdybyś był przekonany, że śmierć nie kończy twojego życia i że istnieją szanse na to, iż może być początkiem czegoś dużo lepszego i bardziej przyjemnego, to znajdując się w sytuacji zagrażającej życiu nie dbałbyś zanadto o ratunek. Wierząc z kolei, że szanse nowo narodzonych dzieci na bezterminowy pobyt w niebie i uniknięcie wiecznego cierpienia wzrastają proporcjonalnie do zakresu posiadanej przez nich niewinności, nie chroniłbyś ich nadmiernie przed chorobami, które mogłyby szybko i bezboleśnie zakończyć ich istnienie zanim popełnione grzechy nie skażą ich na wieczne potępienie. Wydaje się, że gdybyśmy szczerze wierzyli w tego rodzaju poglądy, właśnie tak prawdopodobnie postępowalibyśmy. Rzecz jednak w tym, że ci, którzy wyznają tego rodzaju poglądy, czują i postępują inaczej. Zastanawiając się czy wierzymy w takie przekonania zakładamy, że wiara może funkcjonować na dwóch poziomach. Taki podział jest słuszny w odniesieniu do większości naszych przekonań. Mogę wierzyć, że neutrina poruszają się z szybkością większą, niż światło i wierzyć, że wyznaję taki pogląd. Mogę wierzyć w dobre intencje Latającego Potwora Spaghetti oraz wierzyć, że w to wierzę. Mogę też wyznawać pogląd, że kobiety powinny zarabiać mniej niż mężczyźni, lecz nie wierzyć, że żywię takie seksistowskie przekonanie. Czy podział ten można w taki sam sposób zastosować do przekonań religijnych? Zdania na ten temat są podzielone. Wątpliwości co do tego nie mają przynajmniej ci, którzy starają się zdyskredytować wiarę religijną poprzez obronę tezy, że ludzie o wiele częściej wierzą w wiarę w Boga, niż w samego Boga, co jest równoznaczne powiedzeniu, że osoby wierzące są w dużej części religijnymi mitomanami. Przykładem takiego postępowania jest Daniel Dennett: „Wielu ludzi wierzy w Boga. Wielu ludzi wierzy w wiarę w Boga. Na czym polega różnica? Ludzie, którzy wierzą w Boga, są pewni, że Bóg istnieje, i cieszą się z tego, ponieważ uważają Boga za najwspanialszą rzecz na świecie. Ludzie, którzy oprócz tego wierzą w wiarę w Boga, są pewni, że istnieje wiara w Boga (w co zresztą nikt nie wątpi), i że ten stan rzeczy jest dobry, że należy go podtrzymywać i umacniać wszędzie, gdzie to możliwe…” ( „Wielu ludzi wierzy w Boga. Znacznie więcej ludzi wierzy w wiarę w Boga! (Ponieważ prawie każdy, kto wierzy w Boga, wierzy też w wiarę w Boga, można być zupełnie pewnym, że rzeczywiście więcej jest ludzi wierzących w wiarę w Boga, niż tych, którzy wierzą w Boga).” (s. 263) Trudno byłoby zaprzeczyć temu, że są z pewnością takie osoby, do których argument Dennetta się w pełni stosuje. Jest możliwe również i to, że wśród wyznawców jakiejś religii stanowią oni większość. Mnie jednak bardziej interesuje czy podział ten da się utrzymać w odniesieniu do tych religii, które zakładają istnienie nadprzyrodzonego świata. Trzeba mieć świadomość tego, że przy takim założeniu poziom niższy, zwany wiarą pierwszego stopnia, obejmowałby przekonania egzystencjalne, których przedmioty są niezależne od wyznającego je podmiotu (osoby, która je żywi) i przynależą do rzeczywistego świata. W ten sposób przyjmuje się, że każdy, kto utrzymuje tego typu przekonania jest w pełni świadomy tego, że odnoszą się one do bytów rzeczywistych a nie intencjonalnych. Różnica jest znaczna, gdyż pierwsze powstają i istnieją niezależnie od naszych myśli, natomiast drugie są ich wytworem i mogą istnieć tylko w ich obrębie. Czy możemy wyznawać tego typu przekonanie na temat supranaturalistycznego Boga? Na przykład, że istnieje albo, że jest sprawiedliwy i rozumny? Możliwość taka zachodziłaby wówczas, gdyby wiarygodna była teza, że odnosi się ono do czegoś, co jest częścią rzeczywistego świata. Warunek ten jest konieczny i wynika między innymi z założenia, jakie czyni większość religii metafizycznych a mianowicie, że ich Bóg w żadnym razie nie jest istotą wyimaginowaną. Zakładają to z pewnością również osoby religijne. Mało kto chciałby bowiem wierzyć w samą ideę Boga. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby warunek ten nie był spełniony, to wiara w istnienie Boga nie różniłaby się od wiary w przedmioty intencjonalne. Rzecz jednak w tym, że nie ma między nimi zasadniczej różnicy. Trzeba oczywiście przyznać, że istnieje nieporównanie więcej dowodów na istnienie Boga, niż na przykład na istnienie Świętego Mikołaja czy Koziołka Matołka, i nieporównanie więcej wysiłku zostało włożone w przedsięwzięcie pierwsze niż w drugie, niemniej jednak ich efekty są porównywalne. Wiara w Boga kojarzy się z większą powagą i wydaje się nam bardziej wiarygodna nie dlatego, że wiemy cokolwiek o istnieniu bytu, którego dotyczy, lecz z powodu wpływu, jaki religia przez wieki wywierała na umysły ludzi w masowej skali. Tak jak nie ma pewności, że wiara w Świętego Mikołaja dotyczy istnienia istoty, która byłaby jego pierwowzorem, tak samo nie ma pewności, że istnieje jakiś rzeczywisty byt, który byłby Bogiem. Świadomość tego faktu nie przekreśla samej możliwości wiary w Boga. Niektórzy z nas są bowiem przekonani o istnieniu dużo bardziej nieprawdopodobnych istot. Ma ona jednak dwie konsekwencje, które dla osób religijnych mogą być niepokojące. Po pierwsze, wskazuje, że status logiczny przekonań na temat Boga nie odbiega od logicznego statusu przekonań dotyczących istnienia Koziołka Matołka, Złotego Cielca czy Mary Poppins. Z tego powodu nie możemy ich podzielić w ten sposób, że jednym nadamy miano racjonalnych, a drugim irracjonalnych. Albo moje poglądy na temat dokonań krasnoludków pomagających sierotce Marysi są równie racjonalne, jak moje poglądy na temat okoliczności dotyczących poczęcia Jezusa i zmartwychwstania Łazarza, albo jedne i drugie są w taki sam sposób nieracjonalne. Tertium non datur. Z tego punktu widzenia nie ma większej różnicy między religią a bajką. Konsekwencja druga jest dużo gorsza. Jeżeli wiara w Świętego Mikołaja oraz Koziołka Matołka nie obejmuje przekonań pierwszego stopnia, które dotyczą istnienia przedmiotów rzeczywistych, to osoba wierząca w te skądinąd sympatyczne postacie, może jedynie wierzyć w to, że w nie wierzy. Gdy nie istnieje rzeczywisty byt będący Świętym Mikołajem oraz ten, który jest Koziołkiem Matołkiem, jak również gdy nie wiemy, że one istnieją, niemożliwe są jakiekolwiek egzystencjalne poglądy na ich temat. W takiej sytuacji możemy mieć tylko przekonania o tym, że wyznajemy jakieś poglądy na ich temat. Ponieważ podobny status ma wiara w Boga, to jeśli nie istnieje rzeczywisty przedmiot będący Bogiem lub jeśli nie wiemy, że istnieje, nie możemy mieć przekonań religijnych pierwszego stopnia. Adele Mercier opisała plastycznie do czego to prowadzi utrzymywanie takiego stanowiska: „ … jeśli „Bóg” to określenie nieodnoszące się do niczego w rzeczywistości, to wówczas wszystkie rzekome przekonania pierwszego stopnia na temat „Boga” są w rzeczywistości, analogicznie, przekonaniami drugiego stopnia następującego rodzaju: albo są to błędne przekonania drugiego stopnia o samym sobie, to jest puste przekonania dotyczące wiary w pewną rzecz, która w rzeczywistości nie istnieje, a zatem nie można na jej temat żywić przekonań, albo też są to mylne przekonania drugiego stopnia na temat pewnego pojęcia, a mianowicie o tym, że to konkretne pojęcie może mieć istniejący rzeczywiście desygnat” (s. 58) A więc wszystkie nasze przekonania religijne są tak naprawdę przekonaniami drugiego stopnia i tylko w wyniku błędnego myślenia uważamy niektóre z nich za przekonania pierwszego stopnia. Nie ma to większego znaczenia w przypadku naszych poglądów na temat Świętego Mikołaja czy Koziołka Matołka, ponieważ zgodnie z prawami bajkowego świata są to fikcyjne istoty. Zupełnie inaczej przedstawia się natomiast sprawa z przekonaniami dotyczącymi Boga. Żywiąc pogląd o jego istnieniu lub dobroci nie zakładamy, że chodzi jedynie o to, byśmy wierzyli we własne poglądy. W przeciwieństwie do wiary, jaką mają dzieci na temat niektórych postaci z bajek, w żadnej liczącej się religii nie jest rzeczą najważniejszą, że wierzy się w to, że się wierzy; ogromne znaczenie ma bowiem rzeczywiste istnienie Boga niezależne od wiary, że on istnieje oraz to, jaki rzeczywiście on jest niezależnie od tego, co na ten temat sądzimy. Jest to zgodne również z przekonaniami, jakie mają na ten temat ludzie wierzący w Boga. Szkoda tylko, że nie mogą ich zrealizować. Literatura: 1. Pismo święte starego i nowego testamentu, Poznań-Warszawa 1990 2. A. Mercier, „Wiara religijna a samooszukiwanie się”, [w:] Dlaczego jesteśmy ateistami, pod red. R. Blackforda i U. Schuklenka, Warszawa 2011, s. 54-63 3. D. C. Dennett, Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne, Warszawa 2008, s. 240-289.Wierzyć w Boga to: 1) uznać, że On istnieje; 2) ufać Mu, wierzyć w to, co mówi; 3) działać w Bogu (zawierzyć się Bogu) i polegać na Nim, co jest istotą wiary religijnej. Wiara religijna to przede wszystkim żywa relacja z Bogiem (KKK, 150). Biblia mówi: „Młodzieńczych zaś pożądliwości się wystrzegaj”. Jeżeli jesteś młody, wtedy to przykazanie dotyczy szczególnie ciebie. Jednak wydaje się niemożliwym, aby tego przestrzegać – pokuszenie zdaje się być takie wielkie. Ale, czy rzeczywiście jest zbyt wielkie, nawet dla samego Boga?Tak jak wszyscy ludzie, urodziłeś się z własną naturą, która ma chęć czynić swoją wolę, zupełnie przeciwną woli Bożej. Biblia nazywa tę naturę „ciałem”. Jeżeli żyjesz według skłonności w swoim ciele – twoich pożądliwości – wtedy grzeszysz. Czasami wydaje się, że nic nie możesz na to poradzić. Twoje myśli cały czas zwracają się w kierunku, który się Bogu nie podoba – w stronę narzekania, krytykowania innych, niemoralności seksualnej, skąpstwa, zwątpienia. Pożądliwość narasta. Zaczynasz się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim jest Bóg i czy On tak właściwie troszczy się o żyjesz według swoich pożądliwości – wtedy grzeszysz. Czasami może się wydawać, że nic nie możesz na to był kuszony tak jak myW Słowie Bożym, w Biblii, możemy czytać o ogromnej miłości Boga do nas ludzi. Możemy także czytać o Jego ogromnej nienawiści do grzechu i wynikających z tego konsekwencji – tak wielkiej, że posłał Jezusa, swojego Jedynego Syna, na świat, jako człowieka, by wybawić nas od grzechu. Jezus odziedziczył takie samo ciało, jak wszyscy ludzie, ale przez posłuszeństwo i wierność zaparł się i umartwił pożądliwości, które mieszkały w ciele tak, że nigdy – ani jednego razu – nie popełnił czytać o tym, w jaki sposób Jezus powstał z martwych, jako dowód na Jego ogromne zwycięstwo nad grzechem i śmiercią, a teraz jest w niebie z Bogiem, swoim posłał Ducha Świętego, by mógł nas prowadzić, pomóc nam i wzmocnić nas tak, byśmy także mogli wstępować w ślady mówi, że Bóg posłał Ducha Świętego, by mógł nas prowadzić, pomóc nam i wzmocnić nas tak, byśmy także mogli wstępować w ślady Jezusa w naszych okolicznościach. Jest napisane, że wszyscy ci, którzy tak czynią, zwyciężają nad grzechem i śmiercią w swoim życiu i Jezus nie wstydzi się nazwać ich swoimi braćmi! Pewnego dnia przyjdzie z powrotem na obłokach i zabierze wszystkich swoich braci i siostry, by razem z Nim mogli spędzić wieczność w na to, by nie grzeszyćTaki jest Boży plan względem nas, tymczasem ciągle jesteś kuszony. Wracając do wspomnianych powyżej pożądliwości młodzieńczych – pokuszeń, wydają się one zajmować całe twoje myśli i twoje ciało tak, że czujesz, iż nie potrafisz im się sprzeciwić. Nieczyste myśli, zwątpienie, złość, krytyka, próżność i złe chęci – ciągle przychodzą. Czujesz, że nie potrafisz nie co mówi o tym Biblia: „Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść.” (I List do Koryntian 10,13). Drogę wyjścia wskazał nam Jezus. Kiedy On był kuszony to „(…) zanosił z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany”. (List do Hebrajczyków 5,7)Czy modliłeś się o to, by zostać napełnionym Duchem Świętym tak, by mieć moc zupełnie zwyciężyć pożądliwości?Jako chrześcijanin, naśladowca Jezusa, czy nie powinieneś właśnie tak postępować? Jak bardzo jesteś zdesperowany, by zostać uwolnionym od pożądliwości młodzieńczych? Czy modliłeś się o to, by zostać napełnionym Duchem Świętym tak, by mieć moc zupełnie zwyciężyć pożądliwości?Duch Święty chce pokazać ci grzech w ciele. I On pokazuje ci, co masz robić: musisz nienawidzić pożądliwości; musisz się im sprzeciwiać i uciekać od nich. Twój zmysł nigdy nie może poddać się ani zaakceptować pożądliwości. Tak długo, jak długo walczyłeś z grzechem, który objawił się w pokuszeniu, tak długo nie zgrzeszyłeś! Biblia nazywa ten sposób, który pokazał nam Jezus, „cierpieniem w ciele” i jest to jedyny sposób, by zostać uwolnionym od grzechu (I List Piotra 4,1-3).Posłuszeństwo wiary daje rezultatyBóg jest wszechmogący, a to oznacza, że On może dać ci wszelką moc, jakiej potrzebujesz, by stać się panem zwycięstwa, ale musisz tego chcieć i musisz być posłusznym Jemu, a to oznacza, że musisz podjąć bój przeciwko swoim pożądliwościom. To nazywamy „posłuszeństwem wiary” i to są te uczynki, które przychodzą razem z wiarą i czynią całość możliwym. To oznacza, że musisz wytrwać. Walka może być długa i ciężka, ale Bóg dał nam wszystko, „co jest potrzebne do życia i pobożności” (2 List Piotra 1,3) i On nigdy cię nie zawiedzie. Wierz w to! Czyń tak! Doświadcz tego!„Cóż więc powiemy? Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była? Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?” (List do Rzymian 6,1-2). Zobacz 8 odpowiedzi na pytanie: Jak odnosisz się do Kościoła? Czy jesteś ateistką bądź wierzysz w Boga? Dlaczego?